Pamiętnik z Powstania Warszawskiego • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 14286732694 Pamiętnik z powstania warszawskiego - Poezja Białoszewskiego Molier Skąpiec - Świętoszek Piotr Skarga Kazania sejmowe Platon Obrona Sokratesa Ryszard Kapuściński Cesarz Sławomir Mrożek Tango Sofokles Antygona - Król Edyp Stanisław Grochowiak Poezja Grochowiaka Stanisław Ignacy Witkiewicz Szewcy Stanisław Wyspiański Wesele Stefan Z powstania do Auschwitz. Patronat. Nina Majewska-Brown Wydawnictwo: Bellona powieść historyczna. 496 str. 8 godz. 16 min. Szczegóły. Kup książkę. Gdy nadzieja zmieniła się w żałobę, a żałobę przyćmił strach. Mieszkaliśmy w kamienicy przy Żurawiej 28, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie. Tego dnia z mamą drylowałyśmy Pierwsze pełne wydanie „Pamiętnika z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego - bez skreśleń i przekształceń cenzury - zbiegło się z 70. rocznicą zrywu powstańczego. Miron Białoszewski, "Pamiętnik z powstania warszawskiego" | #literatura | Culture.pl Geneza utworu. Poleca: 73/ % użytkowników. Pamiętnik z powstania warszawskiego został wydany w 1970 roku. Autor zaczął pisać tę książkę w 1967 r., czyli dwadzieścia trzy lata po upadku powstania. Jest to opowieść o zagładzie Warszawy podczas powstania, prowadzona z perspektywy cywila. Autor nazywa powstanie warszawskie „drugim Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd Nợ Xấu. Pierwsze wydanie „Pamiętnika” ukazało się w 1970 r. ze skrótami, których najprawdopodobniej dokonała sama redakcja PIW, uprzedzając cenzurę. U spadkobiercy Białoszewskiego Henka Proeme zachował się maszynopis ze skreśleniami, których w kolejnych edycjach już nie przywrócono. Istnieje też zapis radiowy z lat 70., kiedy Białoszewski czytał „Pamiętnik” i na gorąco tekst na różne sposoby uzupełniał (przez cały sierpień możemy słuchać tego nagrania na antenie PR II Polskiego Radia). I dopiero teraz, w nowym odcenzurowanym wydaniu, Adam Poprawa przywrócił skróty i dodał uzupełnienia z zapisu radiowego. Bardzo ciekawie jest prześledzić te zmiany. Nie przeszło choćby kilka zdań o powstaniu w getcie. Białoszewski wspomina, że jakiś Niemiec strzelał do ludzi w oknach, a gapie po aryjskiej stronie muru bili mu brawo. Wyleciało też zdanie o słynnej karuzeli i huśtawkach uruchomionych przez Niemców w czasie, gdy getto się paliło. „Niektórzy specjalnie huśtali się, żeby obserwować, co się działo w getcie”. Znikło też z pierwszego wydania zdanie, pewnie zbyt łagodne dla oceniających, o kapitulacji: „Zobaczyło się, że i Niemcy są ludzie – jak powiedział Konrad Wallenrod po słowach »Dosyć już zemsty«”. Wykreślano też trochę drastyczności i sformułowań niepoprawnych, które jednak dziś brzmią naturalnie. Zresztą „Pamiętnik” jest jednym z tych arcydzieł, które brzmią zawsze jakby powstały dzisiaj, można je czytać na okrągło i zawsze znajdować coś nowego. Choćby to, że czasem mówi do nas nie tylko Miron, ale i samo miasto. Schodzimy, zlatujemy do samych jego trzewi. Jesteśmy w środku przez cały czas, począwszy od genialnego pierwszego zdania: „1 sierpnia we wtorek 1944 roku było niesłonecznie, mokro, nie było za bardzo ciepło”. Miron Białoszewski, Pamiętnik z Powstania Warszawskiego, PIW, Warszawa 2014, s. 248 Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki. Polityka (2970) z dnia Afisz. Premiery; s. 76 Oryginalny tytuł tekstu: "Trzewia miasta" Od placu Żelaznej Bramy, od placu Bankowego, od Elektoralnej, Chłodną po naszej stronie pod murem lecieli i lecieli ludzie, kobiety, dzieci, wszyscy schyleni, szarzy, posypani że zachodziło lecieli i lecieli. Autor: Miron BiałoszewskiIlość stron: 240Wydawnictwo: PIWNumer ISBN: 978-83-64822-05-6Data wydania: 2014-11-04 Opis Informacje dodatkowe Opinie (0) Od placu Żelaznej Bramy, od placu Bankowego, od Elektoralnej, Chłodną po naszej stronie pod murem lecieli i lecieli ludzie, kobiety, dzieci, wszyscy schyleni, szarzy, posypani czymś. Pamiętam, że zachodziło słońce. Paliło się. Ludzie lecieli i lecieli. Potokiem. Ze zbombardowanych domów. "Jako młody człowiek studiowałem dwa lata muzykę w Berlinie. Nie mogę zrozumieć, co stało się z tymi Niemcami... byli przecież zawsze taaacy muzykalni!" Władysław Szpilman "Pianista" - pamiętnik Władysława Szpilmana opisujący wojenne losy genialnego muzyka i pianisty to doskonały materiał na film. Zdano sobie z tego sprawę już w 1949, kiedy w 3 lata po pierwszym polskim wydaniu dziennika Jerzy Zarzycki zrealizował na jego podstawie obraz zatytułowany "Robinson warszawski" wg scenariusza Jerzego Andrzejewskiego i Czesława Miłosza. Niestety, częste ingerencje cenzury sprawiły, że ostateczna wersja obrazu z książką miała niewiele wspólnego, z czołówki swoje nazwisko wycofał Miłosz, a sam film trafił na ekrany pod tytułem "Miasto nieujarzmione". Wiele lat później ekranizacji "Pianisty" podjął się Roman Polański, wybitny reżyser, który jako dziecko był świadkiem likwidacji krakowskiego getta, z którego cudem uciekł i przetrwał wojnę, ukrywając się u chłopskiej rodziny. Polański wielokrotnie w wywiadach mówił, że chciałby opowiedzieć o okrutnych czasach II Wojny Światowej, jednak przez długi czas nie mógł znaleźć odpowiedniego materiału na film. Spielberg chciał, aby reżyser stanął za kamerą na planie "Listy Schindlera", jednak tę propozycję Polański odrzucił, bowiem uznał tematykę obrazu za zbyt bliskż jego osobistym doświadczeniom. Twórca nie był zainteresowany także realizacją filmu autobiograficznego. Dopiero "Pianista" Szpilmana zrobił na nim takie wrażenie, że zdecydował się powrócić do tych strasznych czasów i zrealizować obraz, który byłby nie tylko ekranizacją doskonałej książki, ale także rozrachunkiem z własną przeszłością. Akcja "Pianisty" (tytuł pierwszego wydania książki brzmiał "Śmierć miasta") rozgrywa się w latach 1939-1945 w Warszawie. Tytułowy bohater to Władysław Szpilman, wybitny kompozytor i pianista, długoletni pracownik Polskiego Radia, pomysłodawca i organizator pierwszego Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. W swoim spisanym na gorąco pamiętniku (pierwsze wydanie ukazało się już w roku 1946) Szpilman opowiada o swoich wojennych losach, o losach zwykłego człowieka, który uciekając, ukrywając się, licząc na pomoc innych ludzi starał się przetrwać Holocaust. Kompozytor przeżył likwidację warszawskiego getta, przez kilka lat żył w ukryciu po "aryjskiej" stronie miasta, a po upadku Powstania Warszawskiego przez wiele tygodni jak rozbitek, Robinson Crusoe, mieszkał w ruinach opustoszałej i całkowicie zniszczonej stolicy. "Pianista" to z całą pewnością jedna z najlepszych książek o wojnie, jaką przeczytałem w swoim życiu. Przypomina nieco "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" Mirona Białoszewskiego, ponieważ Szpilman, podobnie jak Białoszewski opisuje dzieje zwykłego, szarego człowieka, który stara się przeżyć w okupowanym przez nazistów mieście. Tego rodzaju utwory z reguły wywierają na odbiorcach większe wrażenie niż opowieści o bohaterskich żołnierzach pokonujących przeważające liczebnie oddziały wroga na polu bitwy, bowiem łatwiej zidentyfikować nam się z narratorem, zrozumieć jego postępowanie. Oczywiście, każdy z nas w skrytości ducha marzy, iż w chwili próby zdobędzie się na bohaterstwo, ale prawda jest taka, że stać na nie naprawdę niewielu. Na premierę "Pianisty" czekałem z dużą niecierpliwością. Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie i w skrytości ducha łudziłem się, że film również "powali mnie na kolana". Niestety, najnowsze dzieło Romana Polańskiego to "zaledwie" film bardzo dobry, poprawnie zrealizowany w każdym calu, ale daleko mu do arcydzieła. Zirytowała mnie przede wszystkim swoboda, z jaką twórcy filmu podeszli do ekranizacji. Obraz oparty został na wspomnieniach Władysława Szpilmana, opowiada więc o autentycznych postaciach i wydarzeniach, ale widać scenarzysta Ronald Harwood uznał, że to nie wystarczy i postanowił to i owo poprawić, zmienić, podkoloryzować. Do ekranizacji wprowadzono więc postać niedoszłej narzeczonej Szpilmana - Doroty, Lewicki i Gębczyński zmienili się w jednego bohatera, w którego wcielił się Krzysztof Pieczyński, a anonimowy policjant, który wyciągnął kompozytora z transportu do Treblinki, stał się konkretną osobą o imieniu Izaak Heller. Nie są to duże zmiany i nie wpływają specjalnie na odbiór filmu, ale zastanawia mnie czemu w ogóle je wprowadzono. W końcu "Pianista" to nie fikcja literacka, którą można dowolnie przetwarzać, ale zapis faktycznych wydarzeń. Śmiem zresztą twierdzić, że zmiany dokonane przez Harwooda w kilku miejscach wręcz pogarszają wymowę filmu. W książce duże wrażenie zrobił na mnie fragment opowiadający o ojcu Szpilmana, który po wydaniu zarządzenia, iż Żydzi mają nosić na ramieniu opaskę z gwiazdą Dawida i kłaniać się każdemu przechodzącemu ulicą Niemcowi, nie siedział jak większość w domu, ale wychodził codziennie na ulicę i "pozdrawiał Niemców w przesadnym, ironicznym geście, zachwycony, gdy taki wojskowy, zmylony jego radosną twarzą, odpowiadał mu uprzejmie i z uśmiechem, jak komuś dobrze znanemu. Co wieczór po powrocie do domu nie mógł sobie odmówić przyjemności nadmienienia mimochodem, jak daleko sięgały wówczas jego kontakty: wystarczyło, by wyszedł na ulicę, a zaraz otaczały go dziesiątki znajomych. (...) Ręka drętwiała mu od ciągłego uchylania kapelusza". W filmie natomiast zrezygnowano w ogóle z tej sceny. Zamiast niej twórcy zafundowali nam niemalże sztampowy widoczek, doskonale znany z setek wcześniejszych filmów opowiadających o okupacji - ojciec Szpilmana idzie ulicą, nie uchyla kapelusza przed Niemcem, za co ten policzkuje go. W filmowym "Pianiście" zabrakło również monologów wewnętrznych Szpilmana, jego przemyśleń, obserwacji, które stanowią sporą część książki. Zdaję sobie sprawę, że ich pokazanie na ekranie jest wyzwaniem, twórcy najczęściej w takich przypadkach uciekają się do wprowadzenia narratora, który "zza ekranu dopowiada" film. Polański nie zdecydował się na taki zabieg, ale nie zaproponował nam nic w zamian. Dlatego też, o ile nie czytaliśmy książki, możemy niektórych scen wręcz nie zrozumieć. Jedną z nich jest scena, w której Niemcy filmują przeprowadzających się z likwidowanej części getta Żydów. U Polańskiego nie ma ona absolutnie żadnego znaczenia i zapewne większość widzów w ogóle nie zwróci na nią uwagi, natomiast w książce Szpilman dokładnie opisuje, co filmowano, jak filmowano i dlaczego filmowano. Takich zmian w stosunku do powieściowego oryginału jest oczywiście w obrazie jeszcze wiele i nie zamierzam ich tutaj wszystkich wymieniać, uważam jednak, że ich wprowadzenie nie było dla ekranizacji korzystne. "Pianista" Szpilmana wyróżniał się spośród wielu książek o holocauście właśnie ciekawymi spostrzeżeniami, opisem codzienności w getcie, który niekiedy różnił się znacznie od naszych wyobrażeń, natomiast "Pianista" Polańskiego nie wyróżnia się niczym spośród wielu wcześniejszych filmów o podobnej tematyce. "Pianista" nie zachwyca również aktorsko. Adrien Brody, który wcielił się w postać Szpilmana, gra nieźle, ale bez emocji, sprawia wrażenie jakby zupełnie nie czuł odtwarzanej przez siebie postaci. Winić należy jednak nie jego, ale Polańskiego bowiem wszyscy wiedzą, że na planie filmowym twórca "Noża w wodzie" jest władcą absolutnym, a współpracujący z nim aktorzy grają dokładnie tak, jak każe im reżyser. Przy "Pianiście" efekt jest taki, że po wyjściu z kina żadna z kreacji aktorskich nie pozostaje na dłużej w naszej pamięci. A szkoda, bowiem materiał wyjściowy dawał olbrzymie pole do popisu, nie tylko odtwórcy głównej roli, ale również aktorom drugoplanowym. Niezwykle ważną rolę w "Pianiście" odgrywa Warszawa, która jest nie tylko tłem dla opowiadanych wydarzeń, ale również pełnoprawnym bohaterem filmu. Allan Starski i Paweł Edelman doskonale pokazali zrujnowane miasto na dużym ekranie. Sceny z zatłoczonego getta, czy panorama zniszczonej przez nazistów po Powstaniu Warszawy robią niesamowite wrażenie. Całość uzupełnia wspaniała muzyka Wojciecha Kilara, która mimo, iż bardzo dyskretna, niekiedy wręcz niezauważalna idealnie ilustruje opowiadane wydarzenia. "Pianista" to z całą pewnością film ważny, który trzeba zobaczyć. Daleko mu jednak do arcydzieła, to po prostu solidna, rzemieślnicza robota. Na pewno poza granicami naszego kraju, na widzach, którzy nie znają zbyt dobrze polskiej historii, obraz Polańskiego wywrze większe wrażenie - sceny z tańczącymi pod lufami niemieckich karabinów Żydami czy egzekucjami przypadkowo wybranych osób zapadają w pamięć, ale my wszystko to już wcześniej widzieliśmy. Nas w "Pianiście" już nic nie zaskoczy, nie dowiemy się z niego nic, czego byśmy nie wiedzieli. Życzę jednak temu filmowi jak najlepiej. Mam nadzieję, że "Pianista" zaistnieje jeszcze na wielu festiwalach i usłyszymy o nim podczas rozdawania prestiżowych nagród. Wszystkim widzom polecam jednak przeczytanie książki Szpilmana, która, jak to często bywa, jest po prostu lepsza od użytkowników uznało tę recenzję za pomocną (293 głosy). "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" to szczególny dyplom IV roku Studium Wokalno-Aktorskiego w Gdyni. Spektakl muzyczny, przygotowany z myślą o pokazach głównie dla młodzieży gimnazjalnej i licealnej jest udaną i przejmującą kreacją zbiorową studentów IV roku. Dwanaścioro studentów IV roku SW-A mierzy się z tekstem Mirona Białoszewskiego, który jest jego rozliczeniem z powstaniem warszawskim. Pomaga im w tym czteroosobowy mieszany chórek studentów III roku szkoły oraz - przede wszystkim - scenografia Honoraty Mochalskiej. Na pierwszy rzut oka widzimy prostą, instalacyjną przestrzeń, z drabinkami, przeszkloną imitacją kanału i fragmentem muru, czy kilkoma stołami na kółkach. Jednak zwłaszcza te ostatnie w toku przedstawienia posłużą aktorom do budowania barykad, imitowania kościoła, czy zrujnowanej Jerzy Bielunas umiejętnie rozkłada akcenty na cały zespół. Nie ma dzięki temu w "Pamiętniku z Powstania Warszawskiego" wyszczególnionego bohatera. Nawet narratorem książki Białoszewskiego są tu wszyscy. Dzięki temu opowieść Białoszewskiego ma (dosłownie) wiele twarzy i nie jest monotonna. Ponieważ młodzi aktorzy utrzymują spektakl w dobrym tempie, osiemdziesięciominutowe przedstawienie pozbawione jest niepotrzebnych dłużyzn. Spektakl (tak jak tekst Białoszewskiego) jest pamiętnikiem-wspomnieniem z powstania warszawskiego. Autor dokumentuje je w formie kroniki z rujnowanego miasta, wędrując od dzielnicy do dzielnicy, tworząc wstrząsającą, chronologiczną relację z powstańczych wzlotów i upadków, aż do ostatecznej klęski. Dzięki takiej strukturze spektakl jest czytelny i łatwy w odbiorze. O efektowną oprawę postarali się Mateusz Pospieszalski, twórca muzyki i Maciej Florek, autor choreografii. Studenci wkładają w spektakl mnóstwo energii, a ich ruch sceniczny z użyciem stołów (wbiegają po nich, zjeżdżają z nich, wchodzą na nie, chowają się pod nimi, tworzą z nich tarcze, barykady) i intensywność działań scenicznych jest imponująca. Zwykłe stoły na kółkach stają się głównym rekwizytem przedstawienia, oddają realia powstańcze w sugestywny, plastyczny jest bardzo nierówny. Pierwsza scena to praktycznie kilkuminutowa nieskładna bieganina niemal wszystkich aktorów na tle wyśpiewywanego tekstu Białoszewskiego. Jeszcze gorzej wypada zakończenie przedstawienia, sprawiające wrażenie "urwanej taśmy", spektaklu przerwanego w trakcie, a poprzedzonego nastrojową piosenką o Warszawie w wykonaniu całego IV roku SW-A, która świetnie pasowałaby na puentę. Na szczęście oglądamy jednak przede wszystkim mądrze skonstruowane, przemyślane i przejmujące przedstawienie (imponujące wrażenie wizualne robi szczególnie przejście przez kanał. Wielką zaletą spektaklu jest jego prostota, która w żadnym stopniu nie ociera się banał i sztampę. Reżyser, chociaż dał okazję pokazać się każdemu z aktorów podczas utworów śpiewanych, kreuje portret zbiorowy mieszkańca bombardowanej warszawy. Każdy z wykonawców jest tu ważnym elementem układanki, chociaż nie ma przestrzeni na indywidualne popisy. Taki zamysł inscenizacyjny oczywiście nie sprzyja eksponowaniu aktorów "Pamiętnika...", którzy podczas spektaklu są bardzo zdyscyplinowani. Mimo to, najbardziej zapadł mi w pamięć miękki, aksamitny głos Nadii Piętery, przyciągająca uwagę Anna Maria Wicka oraz najlepszy na scenie aktorsko Dawid Olszowy. Nie ma tu jednak zdecydowanych liderów i autsajderów, a cała dwunastka wypada w "Pamiętniku z powstania warszawskiego" na pewno powinien trafić do repertuaru Muzycznego nie tylko z uwagi na wymiar edukacyjny dla młodzieży szkolnej. To dobre, wartościowe, a przy tym proste, nieprzegadane i niebanalne przedstawienie, które warto zobaczyć.

pamiętnik z powstania warszawskiego recenzja filmu